Bajka się skończyła. Dziewięć miesięcy to za długi okres by utrzymać koncentrację mężczyzny. A Ty kobieto - nie masz wyjścia. Musisz wytrwać w tym stanie. Sama.
On na pytania innych "jak się czuje Madzia?" odpowiada "dobrze". I pewnie sam jest o tym przekonany. Bo przecież nie leżę już w szpitalu, oddycham samodzielnie i czasem z bezsilności patrzenia na cztery ściany wyjdę na spacer albo do ludzi. A to, że ciąża jest zagrożona, wyniki moich badań skaczą napędzając kołowrotek stresu, Mała jest 'coraz niżej', głowa eksploduje mi od czekania, to już wątki niewpisujące się w męską historię o cudownym stanie błogosławionym.
Na początku było chuchanie, dbanie, wspólne chodzenie do lekarza, ekscytacja każdym ruchem, wspólne spacery dla zdrowotności i długie rozmowy. A teraz coraz częstsze wychodzenie na wieczorne spotkania z kumplami, nocne imprezy do białego rana, wypady poza miasto na zajawkowe popołudnia i weekendy. YOLO! Przecież zapełniłem lodówkę zwierzyną, telefon mam przy sobie - przetrwa. A losy ludzkości?!? nie wiadomo! Trzeba omówić ważne tematy w klubie frywolnego kawalera i przygotować się przed nadchodzącą wojną (czytaj dziecko w domu).
A ja siedzę sama gadając do psa, wieczorami wtulając sie w rogala emitującego męskie udo i modląc się, żeby jeszcze nie urodzić. Paraliżuje mnie myśl, że poród może się zacząć kiedy jestem sama w domu. Niby wiem, co i jak. Ale obawiam się, że nie będę potrafiła mu wybaczyć, że zostawił mnie samą. To powinien być nasz wspólny moment szczęścia, a nie chwile złości i rozgoryczenia. A poza tym, chwila, chwila - sama zaszłam w ciążę?!? Czemu cudowne zapylenie dotyka tylko płeć żeńską?!?
Ostatnio dochodzę do wniosku, że ciąża to czas samotności dla kobiety. Z jednej strony jesteś w centrum zainteresowania, a z drugiej strony nikt nie ma bladego pojęcia, co skrywa się w Twoim umyśle i ciele. Pod sercem nosisz skarb, otaczają Cię dobrzy i troskliwi ludzie, a i tak z "ciążą" jesteś sama.
To Ty musisz wyrzec się większości przyjemności ze swojego życia.
To Ty przechodzisz burzę hormonów, która opanowuje Twoje ciało i umysł.
To Ty tylko wiesz o swoich przykrych dolegliwościach, które powodują, że czujesz się niekomfortowo, często zawstydzona, obolała i bezsilna.
To Tobie wywraca sie całe dotychczasowe życie.
Wkoło wszyscy mówią, że promieniejesz, a w głębi duszy masz ochotę wyrzucić z siebie wszystko:
"nie! nawet nie wiesz jak mi jest źle!".
To podobno typowe dla trzeciego trymestru. Głowa przepełniona jest czarnymi myślami. Chodzisz pełna obaw i lęku. Znowu chce Ci się ciągle spać, wracają dolegliwości pierwszego trymestru, dodatkowo doskwierają Ci rzeczy, o których do tej pory tylko czytałaś w książkach i myślałaś "to na bank mnie ominie!", Twoje ciało nie jest już Twoje, bo nastąpiła inwazja małego kosmity, który przejął pełne dowodzenie. Jesteś już zmęczona i zniecierpliwiona. Chcesz się wygadać, ale też nie chcesz zanudzać innych, a poza tym większość tematów jest zbyt osobista i wstydliwa. W sumie to nawet nie czujesz się na siłach, żeby wyjść do roześmianych ludzi cieszących się słońcem, pijących zimne piwko i wspominających wczorajszą imprezę.
Bo Ty wypadłaś już z obiegu.
Żyjesz w innym świecie.
Myślisz głównie o zbliżającym się porodzie i chlipiesz w poduszkę, że nikt inny Cię nie rozumie...nawet ojciec Twojego dziecka, który zaczął znów żyć w równoległym świecie - pozaciążowym. A ta przygoda ciągle trwa i nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że nabiera rozpędu.
Jak dobrze to pamiętam, to oczekiwanie na poród i zastanawianie się, jakim cudem mam podjąć ogromny wysiłek fizyczny, kiedy moje ciało nie jest moje, a wysiłek to dla mnie golenie nóg? Masz dużo racji w tym, co piszesz, może poza tym, że nie masz się komu wygadać, żeby nie zanudzać itp. Nas jest dużo, dużo więcej :) Niestety o ile ciąża to jeszcze gorący czas dla związku, bo większość rzeczy robi się/ma się możliwość robić razem, to prawdziwy kryzys przychodzi zwykle w pierwszym roku po narodzinach. Trochę to smutne, ale potwierdzone u 99% par, które znam. Wtedy dopiero pojawia się samotność, kiedy życie zmienia się o 180 stopni, a tata ma milion spraw do załatwienia po porodzie, potem powrót do pracy, podczas gdy Ciebie nikt nie zastąpi jako mamy, będziesz temu maleństwu potrzebna non stop, a każdy dzień będzie podobny. To taka wybuchowa mieszanka (a jeszcze te hormony!), a jednocześnie to najbardziej magiczny czas, kiedy jest się w tym maleństwie bezgranicznie zakochanym i ma się nadprzyrodzone siły. Dlatego na pewno dacie radę, trzymam kciuki! Wiem tylko, że nie da się być cyborgiem i chociaż mężczyzna też chciałby żeby poświęcać mu uwagę, bywa, że będzie czuł się zaniedbany, bo maluch na początku absorbuje cały czas i energię.
OdpowiedzUsuńRafik ogarnij się
OdpowiedzUsuńdobry tekst. Nie jestem w ciąży, bardzo się nie mogę doczekać aż będę, ale czuję się bardziej uświadomiona. serio.
OdpowiedzUsuńMadzia, a wyobraź sobie że czasem ten stan u Panów utrzymuje się też po ciąży, szczególnie jak dziecko płacze, krzyczy i nie przesypia nocy :)
OdpowiedzUsuń