sobota, 11 lutego 2017

sztuka KOCHANIA

Michalina, Stach i Wanda w jednym stali domu. Michalina bywała, a reszta w nim urzędowała. Gdyby na tej trójce historia się kończyła stwierdziłabym - są dorośli, jak lubią sobie komplikować życie to ich sprawa. Lecz z tej miłości, a raczej chorobliwego układu, pojawiły się dzieci. Dwójka niewinnych i nieświadomych istot, które żyły przez lata w obłudnej iluzji normalnej rodziny. 

scena z filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej."

Po obejrzeniu "Sztuki kochania. Historii Michaliny Wisłockiej." miałam różne przemyślenia. Jednakże wątek dzieci trójki głównych bohaterów był dla mnie najbardziej wyrazisty i niezrozumiały. To pewnie przez hormony i małą istotkę, która niedługo przyjdzie na świat. Jako przyszła matka, nawet nieświadomie, od razu postawiłam się w sytuacji kobiet, które po narodzinach własnych dzieci ustalają reguły dalszej gry - ja będę matką obojga, ty kochającą ciocią i nigdy to nie wyjdzie poza naszą trójkę. Przecież to chore! Już teraz nie mając jeszcze swojego dziecka na rękach, lecz czując jego ruchy w sobie, wiem, że nie byłabym w stanie patrzeć jak moja pociecha codziennie mówi do innej kobiety "mamusiu". Grać rolę zawsze tej drugiej. Udawać, że wszystko jest w porządku, nie wtrącać się do wychowania, nie faworyzować. W sumie to usunąć się w cień i przyjąć postawę "ja tu tylko sprzątam". 

Słyszy się o różnych przypadkach, o tym, że kobiety porzucają po narodzinach własne dzieci, że rodzą je dla innej pary. Pomijam wszelkie patologie, bo one nie stanowią sedna moich rozważań. Chodzi mi o sytuacje, w których kobieta świadomie podejmuje decyzję. Rezygnuje z bycia matką. I w tych medialnych przekazach, nazwałabym je życiowych (bo historia trójkąta Wisłockiej mimo że prawdziwa to jednak mało spotykana), kobieta zrzeka się dziecka i już go nie widzi. Zapewne cierpi, bo trzeba by było być pozbawionym uczuć, nawet i z racji buzujących hormonów, żeby łagodnie przejść do dnia codziennego po takim wydarzeniu. A filmowa Wanda rodzi, oddaje dziecko w ramiona Michaliny i Stacha, i każdego dnia przez lata uczestniczy w dorastaniu własnego syna bez możliwości okazania mu matczynych uczuć. To jakby nigdy nie pozwolić się zagoić ranie i skraplać ją piekącym alkoholem. 

scena z filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej."

Możesz żyć w kłamstwie, lecz natury nie oszukasz. Instynkt macierzyński jest tak silny, że ku pokrzepieniu mojego serca, nawet Wanda nie dała rady długo żyć w chorym układzie o trzech bokach, pozbawiając się matczynej miłości. Gdy podjęła decyzję o zakończeniu tej relacji odetchnęłam z ulgą, lecz w tym samym momencie rozpoczął się kolejny dramat. 

scena z filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej."

Dramat polegający na rozdzieleniu dzieci, odebraniu Michalinie syna, a finalnie na całkowitym zaburzeniu ładu rodzinnego i uświadomieniu dzieciom, że przez lata były oszukiwane. Z racji czego? Dla seksualnych przyjemności rodziców? Dla egoistycznych powódek Michaliny i Stacha? Bo tak fajniej? wygodniej? ciekawiej? Wszyscy w tej całej relacji są ofiarami. Ofiarami własnych wyborów. 

scena z filmu "Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej."

Dorosły człowieku, zwracam się również do siebie, dopóki decydujesz sam o sobie - rób co chcesz. Lecz miej świadomość, że w momencie, gdy na świat przychodzi Twoje dziecko, nic już nie dotyczy tylko Ciebie. Podejmując decyzję rzutujesz nią również na losy swojego dziecka. A jak widać na załączonym filmowym obrazku - cierpi każdy, i decydent, i uczestnik, a także zupełnie niewinni. 

Nie chcę kończyć tak fatalistycznie. Sztuka kochania to wyboista droga, lecz piękna. Niektórzy mawiają "pokochaj siebie, a pokocha cię cały świat". To prawda trzeba siebie kochać, ale przede wszystkich innych, którzy nas otaczają i są dla nas ważni. A miłość do dziecka zaczyna się od pierwszego zobaczenia dwóch kreseczek na teście, a czasem długo przed tym zanim dojdzie do zapłodnienia. To jest najsilniejsza miłość, której nigdy nie oszukasz. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz