sobota, 28 stycznia 2017

Przepis na mamę

Dwie kreseczki na teście. Będę mamą. Chwila. Ja mamą? 
Chciałam. Bardzo chciałam. Jak je zobaczyłam zaniemówiłam ze szczęścia. Patrzyłam na test, na swoje odbicie w lustrze i znowu na test. Stałam i milczałam...w głowie miałam jakby pijaną piłeczkę odbijającą się z prawa na lewą. Zawsze wyobrażałam sobie ten moment i zastanawiałam się, jak zareaguję, ale tego nie przewidziałam. Myślałam, że filmowo się rozpłaczę, będę krzyczeć z radości, rzucę się swojemu R. na szyję, a ja stałam i czułam się, jakbym stała obok siebie. 


Czy się przestraszyłam? Nie. Zdecydowanie nie, Byłam od samego początku przekonana, że dam radę, że damy radę. Że to będzie najbardziej kochane dziecko na świecie, a ja będę wspaniałą mamą. Skąd ta pewność? Przecież nie mam jeszcze dzieci, a moje dotychczasowe życie opierało się na spontanicznym zaspokajaniu potrzeb. Jedynym miejscem gdzie byłam w pełni zorganizowana to praca. A teraz? Przecież nie obudzę się już w południe po nocy tupania nóżką na parkiecie i nie zamówię pizzy na obiad w piżamie. Nadgodziny w pracy? To nie był problem, bo goni termin, bo pochłoną mnie projekt. A teraz? Co powiem dziecku, które samo zostało na schodach w przedszkolu, bo mamusia robi karierę? Za godzinę wyjazd na żagle na Mazury? Zawsze mówiłam "za 15 minut będę gotowa".  A teraz trzeba będzie spakować butelkę, smoczek, kocyk, pieluszki, wózek, śpioszki, wanienkę, termometr i kilogramy obaw, czy nie jest za zimno, czy nie dostanie choroby morskiej, czy zaśnie wśród komarów. Więc skąd ten mój optymizm, że dam radę? Że wiem jak być mamą? I do tego, że nie zrezygnujemy ze swojego obecnego stylu życia, tylko je przeorganizujemy? 
Czytając różne artykuły, książki, wpisy na blogach, zastanawiałam się, o czym oni/one piszą, mówiąc, że to normalne, że jestem pełna obaw, że mogę się bać, itp. Ciążę przechodzę książkowo. Wszystko co może spotkać kobiety w ciąży, doświadczam na własnej skórze, ale ten jedyny objaw do tej pory mnie omijał. Dopiero teraz, jestem w 15 tygodniu, i co jakiś czas przechodzą mi przez myśl różne wątpliwości. Mimo to szybko znajduję argumenty obalające "czarne myśli". Stąd też pomysł na bloga. Na pewno jest dużo kobiet, które czują się zagubione wśród książkowych mądrości, złotych rad teściowej i traumatycznych historii na forach. To ma być miejsce, gdzie wspólnie poukładamy wszystko w swoich głowach. Dacie mi się pozytywnie zainspirować i tym sposobem wspólnie opracujemy przepis na mamę. 
Dlaczego przepis? Bo kocham gotować. Czasem wedle przepisu, jeszcze częściej w pełnej improwizacji. I zdaje mi się, że dokładnie tak będzie z macierzyństwem. Przydadzą się sprawdzone metody, łyk fachowej wiedzy, ale przede wszystkim własne przeczucie i odrobina dystansu. 


Smacznego!

2 komentarze:

  1. Gratulacje! :) I zdecydowanie - "własne przeczucie"! Trzymam kciuki i czekam na kolejne wpisy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedynie zwiększyłabym ilość cierpliwości do jednej tony :-) reszta powinna zadziałać :-) czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń